Szef MSWiA ostatnio docenił jedyną, działającą od 27 lat w Policji organizację związkową, czyli Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policji. Zaproponował bowiem w nowelizacji ustawy wprowadzenie innych związków zawodowych.
Wydawać by się mogło, że pluralizm związkowy to dobre rozwiązane, bo każdy policjant będzie miał nie tylko zachowane prawo do zrzeszania się, ale także będzie mógł wybrać jedną z wielu działających w jej szeregach organizacji związkowych. Podobne zresztą rozwiązania są w resorcie obrony narodowej, gdzie o względy pracowników wojska konkuruje siedem bodajże organizacji związkowych, z różnymi tego efektami. To byłoby jakieś sensowne rozwiązanie systemowe, wzmacniające pozycję szefa MON w negocjacjach. Trudniej się bowiem rozmawia z jedną organizacją, zrzeszającą połowę funkcjonariuszy niż z kilkoma z różnymi poglądami na te same sprawy. Inicjatywę Pana ministra należałoby docenić, gdyby jeszcze podobne kroki były podjęte wobec strażaków, funkcjonariuszy Straży Granicznej czy też Biura Ochrony Rządu. Ale nie przewiduje się pluralizmu w tych właśnie formacjach.
Nie byłoby tej koncepcji, gdyby jedyny działający od 27 lat związek w policji nie sprzeciwił się w kilku zasadniczych kwestiach, na których szczególnie zależało kierownictwu resortu. Innymi słowy, związek stracił okazję – jak kiedyś stwierdził jeden z prezydentów francuskich – milczeć , zamiast poprzeć koncepcje i pomysły nowej władzy resortowej. A że były one nieco kontrowersyjne, eliminujące z kierownictwa policji osoby, które zaczynały służbę jeszcze w PRL, no cóż takie jest życie, a właściwie PESEL. Jak pojawił się kolejny pomysł kierownictwa resortu, by wprowadzić tak zwaną ustawę deubekizacyjną, to ze strony związkowców nie było większego sprzeciwu. Idea była słuszna i godna poparcia pod warunkiem, że nie będą ruszani zweryfikowani na początku lat 90 funkcjonariusze.
W połowie ubiegłego roku pojawił się nawet consensus w tej sprawie, ale w listopadzie narodziła się wersja radykalna projektu, która nie zyskała uznania większości związkowców. W dodatku nowe regulacje zostały błyskawicznie przyjęte przy okazji pamiętnej debaty budżetowej w Sali Kolumnowej, w trybie nie do końca jasnym. I znowu, zamiast schować się w zaciszu gabinetów i wydać ogólny komunikat, związkowcy podnieśli rwetes, że łamane są podstawowe zasady konstytucji.
Gdy usłyszeli kolejny zarzut, że „góra” nie reprezentuje opinii zdrowej części funkcjonariuszy policji, w ubiegłym tygodniu zebrał się I kongres przewodniczących Zarządów Terenowych NSZZ Policjantów, w sumie ok. 400 osób. Uchwalono rezolucję skierowaną m.in. do prezydenta RP i premiera, a także do szefa MSWiA i komendanta głównego policji, którzy pomimo zaproszenia, nie uczestniczyli w tych obradach.
W tej rezolucji związkowcy apelują o nie wprowadzanie pluralizmu związkowego, a także o podjęcie partnerskiej i merytorycznej współpracy zmierzającej do poprawy bytu polskich policjantów, emerytów policyjnych i członków ich rodzin.
Nie był to jedyny urobek tego kongresu. Związkowcy zapewnili ponadto, że nie tylko nie ulegają jakimkolwiek inspiracjom czy wpływom politycznym, ale także sprzeciwiają się wszelkim próbom upolityczniania polskiej Policji, traktując apolityczność jako podstawowy warunek zaufania społecznego do instytucji państwowych. Ich zdaniem, to nie pojedynczy policjanci poszukujący wsparcia politycznego dla swej kariery, burzą apolityczność Policji. Naruszają ją politycy, chcący podporządkować tę instytucję celom własnych partii. W przypadku policjantów, ich działania można zdyscyplinować ustawą, która niestety – jak czytamy w rezolucji – nie chroni przed zakusami krótkowzrocznych działaczy partyjnych.
Obecnie centrala związkowa zwróciła się do policjantów o poparcie rezolucji I Kongresu, aby mieć mocniejszą pozycję do negocjacji z kierownictwem resortu, które jak się wydaje nie bardzo ma ochotę zasiąść z NSZZ Policji do stołu. Szuka nowego partnera. Nieoficjalnie mówi się o NSZZ „Solidarność”, ale przy okazji mogą bowiem powstać inne związki. Według starej, rzymskiej reguły: dziel i rządź.
Wolin