Gdyby nie nagranie z Częstochowy, policjanci mieliby potężne problemy

Gdyby nie to nagranie, które zostało opublikowane, to ci funkcjonariusze mieliby potężne problemy, które mogłyby trwać przez wiele lat – mówi Kazimierz Barbachowski, wiceprzewodniczący Zarządu Głównego NSZZ Policjantów, komentując głośną sprawę interwencji funkcjonariuszy z Częstochowy.
Do zdarzenia doszło 7 maja tego roku, około godz. 16.50. Policjanci z Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Częstochowie jechali ulicą Okulickiego i zauważyli na poboczu parę z dwójką małych dzieci. Gdy funkcjonariusze przejechali, kobieta i mężczyzna razem z dziećmi przebiegli na drugą stronę jezdni w niedozwolonym miejscu (to droga krajowa)  dwujezdniowa, przedzielona pasem zieleni, a każda z jezdni posiada po dwa pasy ruchu w obu kierunkach). Przechodzenie w tym miejscu może zakończyć się tragicznie.
Doszło do wykroczenia i policjanci podjechali do pary, by zwrócić im uwagę. W tym momencie pojawiają się dwie wersje wydarzeń. Zdaniem mężczyzny i kobiety, interweniujący policjanci pobili ich na oczach dzieci. By rozwiać wątpliwości, policjanci opublikowali nagranie z telefonu mężczyzny, który zarzucał funkcjonariuszom niewłaściwe zachowanie.
Policja opublikowała również oficjalne stanowisko w tej sprawie: Już od samego początku interwencji m.in. podczas legitymowania kobieta i mężczyzna nie wykonywali poleceń funkcjonariuszy i byli agresywni wobec policjantów. Między innymi oboje straszyli interweniujących wobec nich mundurowych, żądając odstąpienia od czynności. W związku z naruszeniem nietykalności cielesnej funkcjonariuszy, zmuszaniem ich przy pomocy groźby i stosowania przemocy do zaniechania prawnej czynności służbowej oraz znieważenia interweniujących policjantów wulgaryzmami, mężczyzna i kobieta zostali zatrzymani. Relacja policjantów nie budzi wątpliwości, co jest udokumentowane nagraniem z telefonu zatrzymanego. Policjant, który interweniował posiadał imiennik, jak również przedstawił się z imienia i nazwiska. W trakcie interwencji dzieci stały obok, a zaopiekowała się nimi kobieta – przedszkolanka, która jednocześnie była przypadkowym świadkiem całego zajścia. Na miejsce przyjechał dodatkowy patrol z policjantką, która również zaopiekowała się dziećmi do czasu przyjazdu wskazanej przez zatrzymanych babci dzieci. Nie ma zgody i przyzwolenia, również ze strony przełożonych, na pomawianie policjantów o inne zachowania od tych, które miały faktycznie miejsce – co potwierdza m. in. nagranie i relacje świadków.
Związkowcy: Policjantów przedstawiono jako bandytów Bulwersujące jest to, że z takim zachowaniem spotykamy się niestety często. Tym osobom udało się nagłośnić tę sprawę w niektórych mediach, przedstawiając siebie w korzystnym świetle, a policjantów jako bandytów – komentuje Kazimierz Barbachowski, wiceprzewodniczący Zarządu Głównego NSZZ Policjantów.
Dodaje, że jego koledzy, którzy są związkowcami w Częstochowie, od samego początku sprawy udzielili tym policjantom wsparcia i pomocy. – Gdyby nie to nagranie, które zostało opublikowane, to ci funkcjonariusze mieliby potężne problemy, które mogłyby trwać przez wiele lat. Zostało to przecież nagłośnione w taki sposób, że policjanci użyli środków przymusu bezpośredniego w stosunku do jednego z rodziców na oczach dzieci. To robi wrażenie na społeczeństwie. Wszyscy musimy zastanowić się w jakim kierunku to idzie, ponieważ zależy nam na najważniejszej kwestii, na bezpieczeństwie – podkreśla Barbachowski i dodaje, że warto wrócić do dyskusji na temat nagrywania interwencji przez samych policjantów. Szczegóły i okoliczności zdarzenia są obecnie wyjaśniane przez częstochowskich policjantów i prokuraturę.