„To trzeba przeżyć”, policjanci z Kłecka mówią o ratowaniu 18-letniego wisielca

Wezwani do próby samobójczej zastali w garażu wiszącego 18-latka. Odcięli go i podjęli reanimację. O jego życiu zadecydowały sekundy. Jak policjanci wspominają te dramatyczne chwile?

Dramatyczne wydarzenie rozegrało się w Kłecku. Policjanci z Kłecka wezwani do próby samobójczej zastali w garażu młodego chłopaka wiszącego na sznurku zrobionym ze sznurowadeł. Desperat już nie reagował, nie było z nim kontaktu. O jego życiu zadecydowały dosłownie sekundy.

– W pomieszczeniu panował półmrok, jedyne światło, które go oświetlało, dawała mała ledowa lampka, umiejscowiona gdzieś z tyłu. Wytrzeszczyłem oczy w stronę jedynego źródła światła, aż wzrok się przyzwyczaił do panującej ciemności. Wtedy go zobaczyliśmy… – opowiada sierż. sztab. Karol Jarzyński, z Komisariatu Policji w Kłecku. -To były jedyne chwile trzeźwości umysłu. Ujrzeliśmy przed sobą chłopaka, który wisiał na sznurku zrobionym ze sznurowadeł. Reszta już działa się mimowolnie, pod presją tykającego zegara, który dostarczył ogromnej dawki adrenaliny – dodaje sierż. Paweł Konieczny. Choć do przyjazdu karetki ratunkowego akcja trwała około dwudziestu minut, to – jak twierdzą policjanci – dla nich była to cała wieczność.

Wszystko działo się 1 marca. Około godziny 20:30 oficer dyżurny gnieźnieńskiej policji otrzymał telefoniczną informację i MMS – wiadomość ze zdjęciem, z których wynikało, że 18-letni mieszkaniec Kłecka zamierza targnąć się na swoje życie. Taki sygnał policjanci otrzymali od byłej dziewczyny chłopaka. Dyżurny policji pod adres zamieszkania desperata wysłał patrol będący najbliżej. W trakcie zgłoszenia przyjrzał się dokładnie zdjęciu. W tle widać było narzędzia stolarskie, co mogło wskazywać, że mężczyzna znajduje się w garażu lub pomieszczeniu gospodarczym. Dyżurny polecił patrolowi w pierwszej kolejności dotarcie w te miejsca i miał rację.We wskazanym miejscu policjanci zjawili się już kilka minut później. Zgodnie ze wskazówką od dyżurnego, od razu pobiegli do garażu. Po wejściu do pomieszczenia zastali wiszącego człowieka.

Od dziś bez scyzoryka nie ruszą na akcję – Przyjmując to zgłoszenie, choć zareagowaliśmy natychmiast, to mieliśmy wątpliwości czy to prawda, bo osoba, która rzeczywiście ma takie zamiary, nie afiszuje się tym. Chłopak, który wysyła takie smsy, a nawet wiadomość ze zdjęciem, robi to zapewne dla szantażu emocjonalnego. Po dotarciu na miejsce niestety okazało się, że nie mieliśmy racji – przyznają policjanci z Kłecka.
– Najpierw szarpaliśmy się trochę z drzwiami do pomieszczenia, które były zamknięte – dodają. Po ich otwarciu wszystko stało się jasne. Funkcjonariusze natychmiast zabrali się za oswobodzenie z pętli bezwładnego i bez najmniejszych już oznak życia chłopaka. – Najpierw chwyciłem go za nogi, podnosząc go do góry, by kolega mógł poluzować pętlę, niestety sznurówka zdążyła się tak naciągnąć, że nie szło. Później posadziłem go na swojej szyi, a kolega szukał ostrego narzędzia, by odciąć sznurek i tak na zmianę: Najpierw ja go trzymałem na szyi, później kolega. W trakcie dzwoniliśmy nawet do kolegów ze służby, by jak najszybciej dostarczyli nam nóż. Paweł nagle zauważył w ciemnościach mały ostry przedmiot, odciął sznurek i położył chłopaka na podłodze – wspomina akcję sierż. sztab. Karol Jarzyński. Zachowując do końca zimną krew, policjanci podjęli akcję reanimacyjną, w międzyczasie wzywając pogotowie.

– Zadania z pozoru łatwe w takich chwilach bywają ogromnie trudne. Odcięcie sznurówki – to wydawało by się nic wielkiego -a tu okazało się, że nie tylko potrzebowaliśmy czegoś ostrego, ale jeszcze musieliśmy szukać takiego narzędzia. Praktyka pokazuje, że niektórych rzeczy nie da się przewidzieć, bo w naszym wyposażeniu nie mamy narzędzia ostrego . Dziś już wiem, że bez małego scyzoryka nie ruszę na akcję – mówi Karol Jarzyński.

Po upływie kilkunastu minut ciągłej akcji ratowniczej policjantom udało się przywrócić funkcje życiowe u chłopaka. Przytomnego już mężczyznę przekazali przybyłemu chwilę później zespołowi pogotowia ratunkowego. O życiu desperata zadecydowały dosłownie sekundy.

– Nie wiem ile trwała cała akcja, koledzy wspominają o kilkudziesięciu minutach, ale dla mnie to była cała wieczność – mówi pan Paweł. – Świadomość tego, że od ciebie zależy życie ludzkie, życie młodego chłopaka, który może mieć przed sobą całą przyszłość, jest okropna – dodaje pan Karol.
Czy czują się bohaterami?

– Absolutnie! Zrobiliśmy po prostu to, co do nas należy. Taka jest nasza praca. Najważniejsze to zachować zimną krew, nie ulec emocjom, ale skupić się na zadaniu – jednogłośnie twierdzą policjanci. Karol Jarzyński w Policji pracuje od dziesięciu, a Paweł Konieczny od pięciu lat. Dla obu taka akcja zdarzyła się po raz pierwszy. Jak twierdzą, w sprawie samobójstwa interweniowali wielokrotnie, ale zazwyczaj już po czasie, zastając na miejscu już martwego człowieka. Czują jednak satysfakcję, że tym razem mogli uratować życie. – Jak nam się udało dowiedzieć, po przebudzeniu chłopak nie był zadowolony z tego faktu, co więcej: odgrażał się, że ponownie dopuści się takiego czynu, aż osiągnie swój cel – twierdzą policjanci. – Podziękowały nam za to matka i siostra chłopaka. To było miłe uczucie – przyznają funkcjonariusze. Kiedy oni walczyli o życie syna, matka nieświadoma całego zdarzenia znajdowała się w domu. Wybiegła dopiero, gdy usłyszała karetkę. Była w szoku.

O powodzeniu akcji zadecydowała postawa byłej dziewczyny chłopaka, która zawiadomiła dyżurnego policji i wysłała mu zdjęcie, świadczące o zamiarze popełnienia samobójstwa oraz szybka reakcja dyżurnego, który prawidłowo odczytał wskazówki znajdujące się na zdjęciu.