Robert Szmarowski: Policja na zakręcie

Rok temu we Wrocławiu policjanci zatrzymali Igora Stachowiaka. Na komisariacie Igor zmarł. Po roku od tych wydarzeń media upubliczniły dokumentację, którą sporządzono w ramach procedur kontrolnych w Policji.

Nagranie z rejestratora zamontowanego w paralizatorze, pokazuje, że to urządzenie zostało użyte nie tak jak trzeba i nie tam gdzie trzeba. Rażono prądem osobę skutą kajdankami, emitując długotrwałe impulsy, a odbywało się to na posadzce sanitariatu. Biegli nie są pewni, co było przyczyną śmierci, ponieważ zatrzymany był pod wpływem silnej substancji odurzającej.
Igor
Igor nie był aniołem. W nocy poprzedzającej tragiczny ostatni dzień życia, balował z kompanami w lokalu, z którego został usunięty przez ochroniarzy. Odbyło się to w trybie bynajmniej nie polubownym. Oprócz bójek i zadym, nieobce były mu także narkotyki.
Podczas zatrzymania, Igor był tak pobudzony, że czterech policjantów z najwyższym trudem po dłuższej szarpaninie zdołało dosłownie zapakować go do radiowozu.Powodem zatrzymania było podobieństwo Igora do poszukiwanego przestępcy, który wcześniej wymknął się policjantom, pomimo, że był skuty kajdankami. W takich razach odnalezienie uciekiniera staje się kwestią prestiżową.
Reporterzy
Po uporaniu się z Igorem, policjanci rozpoczęli wyłapywanie osób, które przy użyciu telefonów komórkowych nagrywały przebieg zdarzenia.
Materiał wyemitowany przez telewizję TVN, przedstawia dwóch takich nagrywających. Nazwano ich reporterami, bo w taki sposób, ironicznie określili ich policjanci po zatrzymaniu. Dlaczego podjęto decyzję o zatrzymaniu tych ludzi, nie bardzo wiadomo. Wiadomo jednak, że i tu nie trafiło na aniołów. Pierwszy reporter próbował utrudniać policyjne czynności podczas zajścia z Igorem, używając przy tym wulgaryzmów. Każdy, kto choć trochę orientuje się w zagadnieniu, wie doskonale z jakich środowisk wywodzą się aktywiści tego pokroju. Drugi reporter podczas zatrzymania stawił czynny opór policjantom i zaszła konieczność użycia środków przymusu bezpośredniego. Taka postawa raczej nie charakteryzuje buddystów.
W reportażu TVN obaj reporterzy zostali przedstawieni jako niezależni od siebie świadkowie wydarzeń, które miały miejsce na komisariacie. Trzeci świadek, umieszczony wraz z dwoma pierwszymi w jednym pokoju, odbywa aktualnie karę pozbawienia wolności. Jeśli ktoś uważa, że tacy „świadkowie” są wiarygodni, daje dowód głębokiej naiwności. Jeden z reporterów – świadków, zacytował rzekomą wypowiedź policjanta: – Wypierdolę mu całą baterię. W domyśle chodziło o baterię paralizatora. Cytat błyskawicznie poszedł w świat. Mało kto się orientuje, że bateria takiego urządzenia wystarcza na oddanie co najmniej kilkuset wyładowań. Przedstawiona relacja jest więc czystą fantazją. Drugi z reporterów, kończąc swoją opowieść, stwierdza ze smutkiem, że już nie zaufa policjantom. To ten, co stawiał opór przy zatrzymaniu. Dla dziennikarzy TVN ta obłuda pozostała niewidzialna.
Policjanci
Zachowanie policjantów podczas zatrzymania Igora było adekwatne do sytuacji, czego nie da się powiedzieć o ich zachowaniu na komisariacie. Długotrwałe rażenie prądem obezwładnionego człowieka, zmuszanie go do zdjęcia spodni, prowadzenie czynności służbowych w łazience. Tego nie przewidują żadne procedury. Tego nie da się obronić.
Polskie prawo jest w wielu obszarach skodyfikowane w taki sposób, że utrudnia efektywne działanie funkcjonariuszy organów porządku. Często policjanci przekraczają w jakiś sposób granice, wyznaczone przez przepisy. Właśnie dlatego, że te granice bywają wyznaczone niefortunnie. Czasem dzieje się tak dlatego, że policjanci chcą się odegrać na wyjątkowo paskudnym bandycie. To wtedy następują przypadkowe obicia o ściany, gdy zatrzymany jest eskortowany między pomieszczeniami służbowymi. To z tego powodu w radiowozach padają dyskretne kuksańce. Czy tak być powinno? Oczywiście nie. Ale jeśli dzieje się to w odniesieniu do najpodlejszych zbirów, z trudem dałoby się zrozumieć, że ten i ów policjant zachowa się niezgodnie ze standardami formacji. Zrozumieć, co nie znaczy zaakceptować.
To, co zrobiono wobec Igora rok temu, absolutnie wykracza poza katalog wspomnianych wyżej wypaczeń. To zwykły bandytyzm. Nie to jest jednak najgorsze. Wiele wskazuje na to, że tego typu praktyki stosowano na tym komisariacie od dawna. Czy tylko w tym? Przecież funkcjonariusze z jednej komendy miejskiej tworzą szerokie środowisko. Obok kontaktów służbowych, są tam także kontakty towarzyskie. Obok wymiany dobrych praktyk, dochodzi do wymiany praktyk złych. Jeśli zażyłość łączy kilku bandytów, pracujących w różnych komisariatach, wiedza o efektywnych metodach poskramiania zatrzymanych z pewnością nie pozostanie domeną tylko jednego komisariatu. A jeśli w jednym mieście ktoś twórczo rozszerzył zakres zastosowań paralizatora, byłoby bardzo dziwne, gdyby pozostał osamotnionym wynalazcą. Innymi słowy takich bandytów jest więcej i nie tylko we Wrocławiu. Ilu? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. W skali stutysięcznej formacji zapewne niewielu, ale to żadne pocieszenie. Wizerunek Policji otrzymał atomowe trafienie i podźwignięcie go z gruzów potrwa co najmniej kilka lat.
Przełożeni policjantów
Ryba psuje się od głowy. Policja psuje się od komendy głównej. Nie tylko Policja. Komendy główne formacji mundurowych, to monstrualnie rozdęte struktury, pracujące w znacznym stopniu same dla siebie. Aparat szefów formacji jest jak pałac ostatniego cesarza Etiopii. Podnóżkowi, woreczkowi, adiutanci, pełnomocnicy, biura do obsługi innych biur. Gdyby nagle zredukować ten moloch o połowę, różnicę zauważyliby chyba tylko ci, którzy utracili lukratywne posady.
Gdy prawie cała para idzie w gwizdek, niewiele mocy pozostaje na robotę, do której formacja została powołana. W tłumie podnóżkowych i wśród zachwytów adiutantów, merytoryści nikną, a ich głos nie ma szansy być usłyszanym. A ci merytoryści, to ludzie, którzy znają się na zasadach rekrutacji kandydatów do służby, znają się na zasadach kierowania zespołami ludzkimi i na zasadach szkolenia zawodowego. Znają się także na efektywnych procedurach kontroli. To właśnie przy rażącym deficycie tego segmentu personelu, patologie w terenie mogą trwać przez lata i w skrajnych przypadkach przynosić śmiertelne żniwo.
Cierpią na tym po pierwsze ofiary. Ale nie tylko. Uogólniona negatywna opinia o Policji, jest krzywdząca dla tych 99 procent funkcjonariuszy, którzy z całym sercem i bezgraniczną ofiarnością pełnią służbę w ochronie bezpieczeństwa obywateli. Oburzając się na niedopuszczalną postawę funkcjonariuszy z wrocławskiego komisariatu, pamiętajmy o ofierze życia, jaką złożył inny policjant, Andrzej Struj, zadźgany przez bandziorów demolujących przystanek tramwajowy. Pamiętajmy o męstwie policjantów, którzy niosą pomoc potrzebującym także po godzinach służby. Pamiętajmy o świetnie wyszkolonych dyżurnych, pomagających telefonicznie przy reanimacji najmłodszych dzieci.
Jeśli postulujemy zmiany w Policji, powinniśmy skoncentrować się na dwóch sprawach. Pierwsza, to radykalna reforma struktur dowodzenia. A druga, to nasza obywatelska świadomość. Gdy policjanci przystępują do interwencji, nie wolno im przeszkadzać. Gdy policjanci wydają nam polecenia, należy je bezdyskusyjnie wykonywać. Oprócz praw obywatelskich, mamy także obywatelskie obowiązki. Reforma Policji posłuży zwiększeniu ochrony naszych praw. Nad zwiększeniem świadomości naszych obowiązków musimy pracować sami.