Policjant, ścigając przestępcę, nie może uszkodzić radiowozu, bo będzie musiał słono zapłacić.

Gazeta Wyborcza w artykule zatytułowanym: „Policjanci muszą płacić za naprawę radiowozów. „To skandaliczne” nagłaśnia problem pokrywania szkód komunikacyjnych z własnej kieszeni policjantów.

Gazeta cytuje Krzysztofa Balcera, przewodniczącego Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów w Łodzi – Policjant, ścigając przestępcę, nie może uszkodzić radiowozu, bo będzie musiał słono zapłacić. – Czy martwiąc się o własny portfel, jest w pracy skuteczny?

Krzysztof Balcer

„W latach 90. istniała specjalna sekcja kierowców. Każdy z nich miał „swój” radiowóz. Ich jedynym zadaniem było wożenie patroli czy grup operacyjnych. Mieli szkolenia dla kierowców pojazdów uprzywilejowanych. Dzisiaj nie ma już kierowców ani specjalistycznych kursów. Za kółkiem usiąść może każdy policjant, a jeśli radiowóz zostanie uszkodzony z winy funkcjonariusza, szkoda powinna być pokryta z jego kieszeni – przypomina Gazeta. – To skandaliczne rozwiązanie – komentuje Krzysztof Balcer.

Policjanci, nawet gdyby chcieli, prywatnie wykupić autocasco nie mogą. To ubezpieczenie, które przypisane jest do konkretnego pojazdu, a radiowozami jeździ czasem na zmianę nawet 20 ludzi – podkreśla Gazeta.
– Pracodawca ma prawo potrącić policjantowi z wynagrodzenia, nawet do trzech wysokości pensji. Żeby tak się nie działo, łódzcy policjanci wykupują dodatkowe OC – tłumaczy Balcer.

Sprawa bulwersuje policjantów, zwłaszcza tych młodych, z łódzkiej prewencji, którzy podkreślają, że o tej bulwersującej zasadzie przed podjęciem służby nie zostali poinformowani. A teraz przełożeni każą im wykupywać „dobrowolne” ubezpieczenie od szkód majątkowych. W razie wypadku traktują to jak AC.
Brak AC to kolejna okoliczność zniechęcająca do wstępowania do służby – uważają młodzi policjanci.

Brak ubezpieczenia radiowozów każe zadać pytanie, czy policjant, ścigając przestępcę, myśli o doścignięciu go za wszelką cenę, czy też w podświadomości nie kołacze mu myśl, że nie może uszkodzić radiowozu, bo będzie musiał płacić z własnego, skromnego uposażenia.
– Czy martwiąc się o własny portfel, będzie w pracy skuteczny? – pyta cytowany w artykule Krzysztof Balcer. Policjanci opowiadają nam historię sprzed kilku lat. Dwa radiowozy brały udział w pościgu na autostradzie i zderzyły się ze sobą. Winę policjanta udowodnić było zaskakująco prosto. W końcu w pościgu naruszył zasady ruchu drogowego.

– Koszty naprawy pojazdu poniósł nasz policjant, który starał się po prostu jak najlepiej wykonywać pracę. Czy nie wystarczy, że narażał życie? Czy mamy zdejmować nogę z gazu, kiedy ścigamy przestępcę? – pytają policjanci. A przecież w przypadku pościgu stłuczki zdarzają się bardzo często. Jest jeszcze inny aspekt tej patologii – przestępcy doskonale zdają sobie sprawę z tego stanu rzeczy i śmiało atakują radiowozy licząc na ustąpienie kierowcy policjanta w obawie przed uszkodzeniem karoserii.

Garnizon łódzki odnotował 447 uszkodzeń radiowozów w roku 2016 i 458 w 2017. W wyniku postępowań wyjaśniających ustalono, że w 2016 roku z winy policjantów doszło do 56 kolizji, a w roku 2017 do 65.

Łódzki Zarząd Wojewódzki NSZZ Policjantów zastanawia się, jak pomóc kolegom. – Negocjujemy grupowe ubezpieczenia na życie. Chcieliśmy rozmawiać z firmami o jakiejś formie umowy, która uwolniłaby policjantów od ciągłego strachu o brak AC. Nie mamy jednak możliwości, by pomóc. AC przypisane jest do konkretnego auta, a nie człowieka, a w policji każdym radiowozem jeździ wielu kierowców.

Jak mówi Krzysztof Balcer, policji ubezpieczanie zwyczajnie się nie opłaca ze względu na bardzo wysoką liczbę napraw. – Gdyby koszty pokrywała policja, suma byłaby wyższa niż wykupienie dla wszystkich pojazdów AC – mówi Balcer. Efekt jest taki, że dzisiaj policja nie płaci, ani za naprawy, ani za AC. Szkody, jeśli to możliwe, pokrywane są z ubezpieczenia sprawcy. W 2016 roku wartość wszystkich wyniosła 1437367 złotych, a w 2017 1684952 złotych.

Cały artykuł dostępny pod poniższym linkiem: