Onet: „Politycy powinni trzymać się z daleka od policji”

Jeśli szef MSWiA nie zmieni swojej polityki, przyszły rok może być dla policji równie ciężki. Osłabiona kadrowo formacja, zajęta wewnętrznymi rozgrywkami i broniąca się przed zarzutami „upolitycznienia” sprawi, że przestępczość zorganizowana zacznie rozkwitać. O brutalizacji świata przestępczego coraz częściej mówią eksperci i sami policjanci.

Sprawa Igora Stachowiaka, zarzuty dotyczące inwigilacji opozycji, kryzys kadrowy, tragiczna akcja w Wiszni Małej… To był wyczerpujący rok dla polskiej policji. Wszystkie te sprawy rzucają się cieniem na formację, która przeżywa największy kryzys wizerunkowy od lat.
– Jest problem upolitycznienia służby. Czystki kadrowe powodują, że na wysokie stanowiska w policji dostają się często funkcjonariusze z mizernym dorobkiem zawodowym
– Kryzys wizerunkowy przekłada się na problemy kadrowe. W całej Polsce jest dzisiaj do obsadzenia około 6 tysięcy policyjnych wakatów. Dlatego MSWiA od przyszłego roku planuje podwyżki
– Mariusz Błaszczak chce jeszcze bardziej zwiększyć swoją kontrolę nad formacją, dlatego w listopadzie powołał do życia Biuro Nadzoru Wewnętrznego
– Eksperci ostrzegają, że problemy policji wpływają na brutalizację świata przestępczego

Śmierć na komisariacie

W maju światło dzienne ujrzały wstrząsające nagrania z wrocławskiego komisariatu, gdzie policjanci znęcali się nad 22-letnim Igorem Stachowiakiem. Reportaż Wojciecha Bojanowskiego w TVN wywołał prawdziwą burzę – ze stanowiskami pożegnali się dolnośląscy komendanci, a opozycja domagała się dymisji szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka a także ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro. Prokuratura z policją przerzucały się odpowiedzialnością za przewlekłość w rozwiązaniu tej sprawy, co tylko pogarszało całą sytuację.
Wizerunkową katastrofę starał się ratować komendant główny Jarosław Szymczyk, który na antenie TVN24 przeprosił publicznie za to, co wydarzyło się we Wrocławiu. – Dla mnie to jest sytuacja, która nie miała prawa mieć miejsca, to jest ewidentne złamanie przepisów, złamanie prawa. To największy dramat w mojej zawodowej historii. Wydarzyła się rzecz straszna, za którą – jako komendant główny policji – chciałbym przeprosić wszystkich tych, którzy ten materiał oglądali. I widzieli człowieka w policyjnym mundurze, który łamie prawo, zadając ból i cierpienie drugiemu człowiekowi – podkreślał w rozmowie z Moniką Olejnik.
Problem w tym, że w następnych miesiącach media informowały o kolejnych bulwersujących wydarzeniach z udziałem funkcjonariuszy policji, m.in. w Wałbrzychu, Kłodawie, Lublinie, czy Bytowie. We wszystkich przypadkach policjanci byli oskarżani o brutalne działania, niewspółmierne do sytuacji.

Obywatele RP i inwigilacja opozycji

Oliwy do ognia dolewały regularnie „konfrontacje” policjantów z Obywatelami RP. Ciężko uciec tu od kontekstu politycznego, bo najczęściej miały one miejsce przy okazji miesięcznic smoleńskich lub protestów przed Sejmem. Członkowie Obywateli zwykle skarżyli się na brutalność policji i nieuzasadnione zatrzymania, natomiast funkcjonariusze przekonywali, że byli prowokowani przez manifestantów, a ich działania nigdy nie przekraczały tych dozwolonych prawem.

Temat podgrzała „Gazeta Wyborcza” – w sierpniu ujawniła zapis rozmów policjantów śledzących Ryszarda Petru i organizatorów protestów w obronie niezależnego sądownictwa, który trwał od 15 do 24 lipca. Politycy grzmieli wtedy, że to już inwigilacja środowisk opozycyjnych, a policja tłumaczyła się względami bezpieczeństwa.

„Realizowane przez policjantów czynności ukierunkowane były na zapewnienie bezpieczeństwa tych osób. Podobnie jak wszystkich manifestujących, okolicznych przechodniów i mieszkańców Warszawy. Bez względu na sympatie polityczne lub przynależność partyjną” – oświadczyła Komenda Stołeczna Policji.
Tymczasem „GW” poinformowała, że całą akcję prowadzili agenci ze stołecznego Wydziału Wywiadowczo-Patrolowego Komendy, którzy na co dzień zajmują się inwigilacją środowisk przestępczych i są wyspecjalizowani w technikach tajnej obserwacji. Ciężko więc uzasadnić, że były to rutynowe działania stosowane przez policję przy okazji wydarzeń masowych.

To samo dotyczy wydarzeń, które miały miejsce w czasie protestów w siedzibie Lasów Państwowych w obronie Puszczy Białowieskiej. Ekolodzy zostali wtedy zatrzymani, przewiezieni na komendę, gdzie spędzili wiele godzin i poddani wnikliwiej kontroli osobistej, podczas której funkcjonariusze sprawdzali m.in., czy nie ukrywają żyletek lub innych niebezpiecznych przedmiotów w różnych otworach ciała.

Problemy kadrowe

Kryzy wizerunkowy służby już przekłada się na problemy kadrowe. W całym kraju jest obecnie do obsadzenia aż 6 tys. wakatów. Tylko w Warszawie potrzeba tysiąca nowych funkcjonariuszy. Nic dziwnego, skoro w ostatnich miesiącach odeszło z policji ok. 4 tysiące osób, a chętnych jest zdecydowanie mniej.

Inna kwestia to problemy z doświadczoną kadrą. MSWiA zdecydowało się usunąć z kierowniczych stanowisk wszystkich policjantów, którzy zaczynali służbę przed 1989 rokiem, lub po prostu nie było im po drodze z obecną władzą. Jak twierdzą policjanci, z którymi rozmawialiśmy, to w wielu miejscach doprowadziło do tego, że dowódcami zostawali funkcjonariusze z mizernym dorobkiem zawodowym, za to gotowi realizować polityczne wytyczne.

Najlepszym tego przykładem jest jeden z najważniejszych garnizonów w Polsce, czyli komenda stołeczna. W ciągu dwóch lat mianowano tam już… czterech komendantów. Trzeci z nich – Rafał Kubicki – odszedł zaledwie po pół roku urzędowania, w dodatku w niejasnych okolicznościach. Z informacji Onetu i TVN24 wynikało, że Biuro Spraw Wewnętrznych prowadziło wobec niego postępowanie z związku z podejrzeniem oszustwa ubezpieczeniowego.

Na jego następcę typowany był Andrzej Krajewski, który większość kariery spędził jako dyżurny komendy stołecznej i zajmował się m.in. odbieraniem telefonów, a także wysyłaniem patroli na interwencje. Ostatecznie, po serii artykułów w tej sprawie, nowym komendantem stołecznym został Paweł Dobrodziej, którego CV wygląda już zdecydowanie lepiej – w przeszłości pełnił stanowisko m.in. Naczelnika Zarządu Centralnego Biura Śledczego Policji w Łodzi.

Tragiczny finał roku

Ten trudny dla policji rok zwieńczyły dwie akcje, która zakończyły się tragicznie, a ich przebieg wzbudził ogromne kontrowersje.

Pierwsza z nich wydarzyła się w nocy z drugiego na trzeciego grudnia w miejscowości Wisznia Mała (Dolnośląskie). Doszło tam do zasadzki na przestępców obrabiających bankomaty. W trakcie próby zatrzymania wywiązała się strzelanina. Jeden z policjantów został śmiertelnie postrzelony, a trzech odniosło obrażenia. Zginął także przestępca, który zaczął strzelać do funkcjonariuszy z broni maszynowej.

Od razu pojawiły się wątpliwości dotyczące przygotowania akcji. Główny zarzut: na miejscu nie było karetki – mimo, że policjanci wiedzieli, iż przestępcy mogą mieć przy sobie ładunki wybuchowe. Rzecznik wrocławskiej komendy tłumaczył, że sami antyterroryści mają uprawnienia ratowników medycznych i są w stanie udzielić pierwszej pomocy. To jednak nie zmienia faktu, że w takich wypadkach liczy się każda minuta, a ranny policjant powinien znaleźć się jak najszybciej na sali operacyjnej.

Na jaw wyszedł też konflikt między wrocławskimi antyterrorystami a ich dowódcą. Ci pierwsi domagają się jego dymisji. Twierdzą, że źle przygotował całą akcję i nie zgodził się na udział wyszkolonego psa bojowego. – Taki pies zawsze jest wyposażony w kamizelkę kuloodporną. Ma ten atut, że jest cichy, szybki, może od razu zaatakować człowieka z bronią, przez co odwraca uwagę bandyty, a zespół AT ma czas na reakcję. Często takiego psa wpuszcza się właśnie do pomieszczeń, gdzie może przebywać uzbrojony człowiek. W tym wypadku aż prosiło się o jego użycie – tłumaczył nasz rozmówca, dobrze znający sprawę.

Z kolei we wrześniu miała miejsce strzelanina z udziałem funkcjonariuszy CBŚP na jednym z osiedli w Inowrocławiu. Mundurowi chcieli zatrzymać poszukiwanego Europejskim Nakazem Aresztowania Jakuba K. Między gangsterem a policjantami doszło do wymiany ognia. Dwóch funkcjonariuszy i przestępca zostali ranni. Onet ustalił jednak, że jeden z policjantów został postrzelony w głowę przez innego policjanta, a w trakcie akcji panował chaos.
– Postrzelony policjant zajmował się obserwacją. W CBŚP pracował raptem kilka miesięcy. Postrzelili go policjanci z komórki realizacyjnej CBŚP, którzy byli kompletnie zaskoczeni rozwojem sytuacji. Funkcjonariusz został postrzelony od tyłu z karabinka kaliber 5,56 mm. Jego stan jest ciężki – mówił informator Onetu. – Początkowo całą akcję miało przeprowadzić Biuro Operacji Antyterrorystycznych. Ostatecznie zrealizowało ją CBŚP, bo był wyścig o wynik… – tłumaczył.

CBŚP milczy w tej sprawie do dzisiaj i nie chce udzielać żadnych informacji.

Błaszczak zwiększa kontrolę

W obliczu tych wydarzeń policji ciężko przebić się z pozytywnymi komunikatami – a tych wbrew pozorom nie brakuje. W ramach opracowanego w MSWiA Programu Modernizacji Służb Mundurowych, Policja w latach 2017-2020 otrzyma niemal 6 miliardów zł. Te pieniądze mają być przeznaczone na modernizację sprzętu, inwestycje budowlane i wzrost wynagrodzeń.
W ciągu dwóch lat reaktywowano też ponad 60 posterunków w całej Polsce, co może nie brzmi spektakularnie, ale spotyka się z bardzo ciepłym przyjęciem w małych społecznościach lokalnych i wpływa na wzrost poczucia bezpieczeństwa. Według badań, prawie 90 procent Polaków czuje się bezpiecznie w miejscu swojego zamieszkania.

Rząd zatwierdził też podwyżki dla najmniej zarabiających i nowo przyjętych funkcjonariuszy, co może pozytywnie wpłynąć na kryzys kadrowy w policji. Także na wniosek szefa MSWiA podjęto decyzję o podniesieniu wysokości dodatku stołecznego – więcej pieniędzy otrzymają policjanci, którzy pełnią służbę w strukturach warszawskiego garnizonu.

To jednak nie rozwiąże najważniejszego problemu, z którym boryka się policja – czyli upolitycznienia formacji. A wszystko wskazuje na to, że ten proces jeszcze bardziej będzie się pogłębiał. W listopadzie bowiem Sejm uchwalił ustawę powołującą do życia Biuro Nadzoru Wewnętrznego, które ma zajmować się nieprawidłowościami w pracy służb podległych MSWiA. W praktyce BNW będzie organem „pomocniczym” Mariusza Błaszczaka, który pozwoli mu jeszcze ściślej kontrolować podległe mu służby, w tym policje.
Co istotne, BNW będzie mogło prowadzić czynności operacyjno-rozpoznawcze, takie jak obserwacje, podsłuchy, pozyskiwanie danych telekomunikacyjnych, pocztowych czy internetowych. Projekt tej ustawy już w lipcu krytykowało Rządowe Centrum Legislacji, które zwracało uwagę na to, że szef MSWiA nadaje sobie kompetencje do których de facto nie ma prawa. Chodzi m.in. o wgląd do materiałów z prowadzonych czynności operacyjnych w poszczególnych służbach. „Zgodnie z przepisami ustawy o policji nadzór nad realizacją tych czynności sprawują sąd i prokurator, a nie minister właściwy do spraw wewnętrznych” – opisuje w swojej analizie RCL.

Przeciwko powstaniu Biura Nadzoru Wewnętrznego zaprotestował związek zawodowy policjantów. – Jesteśmy bardzo krytycznie do tego nastawieni, bo BNW będzie miało większe uprawnienia niż jakikolwiek organ kontrolny w innych służbach. Jest to kolejny przykład na upolitycznianie wszystkich służb mundurowych – mówił w rozmowie z Onetem Andrzej Szary z NSZZ Policjantów.

Przekonywał też, że kompetencje, które są zapisane w projekcie ustawy o BNW, są tak szerokie, że dają ministrowi praktycznie pełną kontrolę nad komendantami poszczególnych służb. – Tak naprawdę minister będzie kierował służbami za pośrednictwem Inspektora Nadzoru Wewnętrznego (szef BNW – red.) – ostrzega.

„Politycy powinni trzymać się z daleka od policji”

Jeśli szef MSWiA nie zmieni swojej polityki, przyszły rok może być dla policji równie ciężki. Osłabiona kadrowo formacja, zajęta wewnętrznymi rozgrywkami i broniąca się przed zarzutami „upolitycznienia” sprawi, że przestępczość zorganizowana zacznie rozkwitać. O brutalizacji świata przestępczego coraz częściej mówią eksperci i sami policjanci.

– Policja jest naprawdę w złym stanie. Poszczególni dowódcy zastanawiają się tylko jak jeszcze długo przetrwają na swoim stanowisku, czy ich przeniosą, co się wydarzy niespodziewanego? To się dzieje od jakiegoś czasu i wpływa na to, że przestępcy podnoszą głowy – mówi w rozmowie z Onetem dziennikarz Sylwester Latkowskich.

Podobne zagrożenia widzi Piotr Pytlakowski, choć mimo wszystko, jest większym optymistą. – Żeby oddać sprawiedliwość – Centralne Biuro Śledcze Policji to oddział, który jest najbardziej profesjonalny na tle pozostałych służb w Polsce. CBA i ABW mogą tylko pomarzyć o takim doświadczeniu i sukcesach jakimi cieszy się CBŚP. Tak że przy całej krytyce, która należy się dowódcom i politycznemu nadzorowi, to ta legenda CBŚP przetrwała. Miejmy nadzieję, że wróci jeszcze do swojej świetności – argumentuje.

Sylwester Latkowski: Skutki upolitycznienia policji zobaczymy na ulicy. Dlatego politycy nie powinni dotykać instytucji, która jest najbliższa nam. Bezpieczeństwo to nie jest polityka. A teraz każdy poseł musi mieć w swoim regionie swojego komendanta. Przecież to jest chore! Politycy powinny trzymać się z dala od policji.