Podczas ćwiczeń przeciwpożarowych w komendzie policji w Zawierciu zdetonowano granat dymny zawierający szkodliwe substancje. Nie zadziałała instalacja alarmowa i nie wszyscy ewakuowali się z budynku. Jeden z policjantów wraz z przesłuchiwanym świadkiem chcieli skakać z okna.
Komenda policji w Zawierciu mieści się przy ulicy Kasprowicza. Latem 2016 r. w budynku zakończył się trwający trzy lata remont. Budynek został ocieplony, wymieniono w nim wszystkie instalacje, zamontowano baterie słoneczne, rozbudowano parkingi. Zainstalowano także monitoring oraz czujniki wykrywające dym połączone z systemem alarmowym.
Zgodnie z przepisami w komendzie muszą się odbywać ćwiczenia przeciwpożarowe. Polegają na uruchomieniu systemu alarmowego i próbnej ewakuacji personelu i gości. – Praktyką jest, że w budynkach, które mają instalację wykrywającą dym, używa się testowych gazów w aerozolu. Psika się nimi w czujkę, która uruchamia sygnał alarmowy – wyjaśnia młodszy brygadier Wojciech Chojnowski z Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Mysłowicach.
Policjanci: Nie skaczcie przez okna!
W Zawierciu zrobiono jednak inaczej. 13 grudnia na korytarzu pierwszego piętra, gdzie mieści się wydział do walki z przestępczością gospodarczą, ktoś zdetonował granat dymny RDG-2db. – Po korytarzu chodzili policjanci, na przesłuchanie czekało też dwóch świadków. Momentalnie zrobiło się biało od dymu, nic nie było widać – relacjonuje jeden z policjantów.
System alarmowy nie zadziałał, więc policjanci okrzykami nawoływali się do ewakuacji. Kiedy wybiegli przed komendę, okazało się, że nie wszyscy zdążyli wyjść. W jednym z pokoi na piętrze został policjant oraz przesłuchiwany przez niego świadek. – Wyjście na zadymiony korytarz było już niemożliwe. Jeden z oficerów dzwonił więc do uwięzionych i apelował, żeby nie skakali przez okno – mówi jeden z funkcjonariuszy.
Po pechowym alarmie dym z granatu w części komendy był wyczuwalny jeszcze przez kilka dni. Mundurowi skarżyli się na problemy ze skórą oraz oczami. – Jeden z kolegów oficjalnie zgłosił, że w związku z alarmem doznał wypadku w pracy – mówi nasz informator.
Producent granatów: Nie wierzę, że ktoś wpadł na taki pomysł
Producentem granatów dymnych jest firma Nylonbor. Na jej stronie można przeczytać, że RDG-2db „przeznaczony jest do maskowania działań pojedynczych żołnierzy i pododdziałów, oślepiania środków ogniowych nieprzyjaciela w zakresie widzialnym oraz imitowania pożarów”.
– Tych granatów pod żadnym pozorem nie należy używać w pomieszczeniach zamkniętych i to jeszcze w obecności ludzi – powiedział nam Jarosław Budnicki z Nylonbor.
„Wyborcza” dotarła do karty charakterystyki granatu RDG-2db. Wynika z niej, że zawiera substancje, które wywołują podrażnienia oczu i skóry, szkodzi także układowi rozrodczemu. – Jestem zdziwiony, że ktoś wpadł na pomysł, aby wykorzystać go podczas próbnego alarmu przeciwpożarowego – podkreśla Budnicki.
Komendant:: Skąd pan ma informacje?
Zadzwoniłem do inspektora Ryszarda Skowrońskiego, szefa Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu i poprosiłem o komentarz w sprawie nieszczęsnego alarmu przeciwpożarowego.
– Skąd ma pan mój telefon i informacje o takim zdarzeniu? – zapytał komendant.
– Nie zdradzam takich rzeczy – odpowiedziałem.
– Nie musi pan. Domyślam się już, kto jest pańskim informatorem, proszę go pozdrowić ode mnie – stwierdził inspektor Skowroński.
– Dlaczego podczas alarmu przeciwpożarowego użyto granatu dymnego, którego, według producenta, nie wolno używać w pomieszczeniach zamkniętych? – zapytałem.
– W wydziale prewencji prowadzone jest postępowanie w sprawie wykroczenia dotyczącego stworzenia zagrożenia pożarowego, natomiast zespół kontroli prowadzi wewnętrzne postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Dodatkowo prowadzimy czynności związane ze zgłoszonym wypadkiem w pracy podczas tego alarmu. Do czasu zakończenia tych postępowań nie będę ferował żadnych wyroków i wygłaszał komentarzy. Zapewniam jednak, że jeśli zgromadzony materiał będzie wskazywał, iż mogło dojść do popełnienia jakiegoś przestępstwa, skieruję sprawę do prokuratury – wyjaśnił szef komendy.
– To pan, jako szef jednostki, zatwierdził przebieg alarmu i na panu spoczywa odpowiedzialność za zdrowie podległych funkcjonariuszy. Dlaczego więc wykorzystano granat zawierający szkodliwe substancje dla ludzi? – zapytałem.
– Wiem jakie obowiązki na mnie spoczywają, ale do czasu zakończenia postępowań nie będę mówił o przebiegu alarmu. Zapewniam, że nie mam zamiaru niczego ukrywać i zależy mi na rzetelnym wyjaśnieniu tej sprawy. Teraz jest jednak za wcześnie, aby mówić o szczegółach. Domyślam się jednak, jakie intencje mają ci, którzy pana o tym powiadomili – stwierdził inspektor Skowroński.
Policjanci z Zawiercia zastanawiają się nad powiadomieniem prokuratury o narażeniu ich podczas alarmu na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia.