Gen. Adam Rapacki: wcześniej czy później w Polsce dojdzie do zamachów

Za chwilę możemy mieć do czynienia w Polsce z terroryzmem rodzimym. Politycy, którzy zasiali tak dużo nienawiści w społeczeństwie, powinni spodziewać się tego, że w którymś momencie jacyś desperaci spróbują dokonać zamachu – mówi w rozmowie z Onetem gen. Adam Rapacki – były zastępca Komendanta Głównego Policji, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i twórca Centralnego Biura Śledczego.

W tej chwili w policji wycina się kompetentnych ludzi z doświadczeniem, którzy mogą mieć swoje zdanie
Fobie niektórych polityków wietrzących wszędzie spiski doprowadziły do ogromnych podziałów w społeczeństwie
Wcześniej, czy później w Polsce dojdzie do zamachów – czy to rodzimych, czy ze strony islamskich terrorystów. Trzeba się na to przygotować i nie panikować

Policjanci w Szczecinie przebierają się za anioły, funkcjonariusze w Augustowie wycinają konfetti dla wiceministra Zielińskiego… Co pan myśli, jak pan słyszy takie rzeczy?

Dodam, że temu samemu wiceszefowi MSWiA na uroczystości otwarcia kolejnego posterunku rozkładano na zielonym trawniku czerwony dywan wypożyczony wcześniej z jakiegoś lokalnego kościoła. To jest żenujące, że decydenci oczekują takich rzeczy od funkcjonariuszy i zmuszają ich do robienia głupot. Pozostaje mi tylko współczuć policjantom.

Myśli pan, że takie sytuacje wynikają z nadgorliwości przełożonych?

Tak. To jest efekt takiego a nie innego klucza w doborze ludzi na stanowiska kierownicze. Niestety, realia są takie, że w tej chwili wycina się kompetentnych ludzi z doświadczeniem, bo mogą mieć swoje zdanie. Na ich miejsce wsadza się klakierów, którzy w rok „przeskakują” trzy stopnie i awansują z podpułkowników na generałów. Problem w tym, że awanse zawdzięczają tylko i wyłącznie układom z politykami. No i końcowy efekt jest taki, że chcąc jakoś spłacać ten dług wdzięczności, wymyślają najróżniejsze głupoty skutkujące ośmieszaniem munduru. Później wyciąga się konsekwencje wobec jakiegoś naczelnika, tyle że to jest mydlenie ludziom oczu, bo on na takie pomysły nie wpada.

Nie ma pan wrażenia, że kwestia awansów w policji, to problem, który dławi tę służbę od dłuższego czasu? Niejednokrotnie słyszałem opinie policjantów, że awansują bierni, mierni, ale wierni.

Wiele zależy do tego kto rządzi w MSWiA, a co za tym idzie, w służbach. Za moich czasów w policji nie było takiej możliwości, żeby ktoś został komendantem na zasadzie „znajomy królika”. Wszystko trzeba było wypracować ciężką, uczciwą służbą. Kiedy pracowałem w resorcie, to procedury związane ze ścieżką rozwoju w policji były jasne. Mieliśmy też rezerwę kadrową, do której trafiali ci, którzy zdobyli doświadczenie i w perspektywie powinni awansować. Często politycy zarządzający służbami chcą mieć ludzi absolutnie oddanych sobie, wówczas wybierają takich, którzy nie mają charakteru, własnego zdania, akceptują wszystko co mówi przełożony. Tak nie powinno być, policja służy obywatelom i państwu a nie politykom.

A jak pan ocenia reformę MSWiA, wedle której policjanci, którzy zaczynali służbę przed 1989 rokiem nie mogą już pełnić funkcji kierowniczych?

Przez tę reformę odeszło kilka tysięcy funkcjonariuszy z ogromną wiedzą i doświadczeniem, którzy z powodzeniem mogli jeszcze służyć w policji. To jest ogromna strata. Policja nie funkcjonuje od 2016 roku, tylko jest budowana z mozołem od wielu lat. W latach dziewięćdziesiątych jej trzon stanowili ludzie, którzy zaczynali swoją karierę w milicji ale oni także służyli ludziom, a nie jakimś  partiom. Fobie niektórych polityków, wietrzących wszędzie spiski doprowadziły do ogromnych podziałów w społeczeństwie. Tak nie wolno postępować. Policję, inne służby porządku prawnego trzeba mądrze rozwijać, dostosowywać do zmieniających się zagrożeń, zachowywać ciągłość działania. Nie można wszystkiego burzyć i mówić, że ci którzy urodzili się wcześniej są skażeni i źli.

Z tą reformą wiąże się kolejna, która obniża emerytury byłym funkcjonariuszom aparatu bezpieczeństwa PRL. To też błąd?

Trudno to nazwać reformą. To jest kolejna ustawa, zmierzająca do zemsty na tych, którzy służyli w PRL. Problem w tym, że nie dotyczy ona tylko aparatu służby bezpieczeństwa. Ta ustawa dotknie też funkcjonariuszy, którzy pracowali w strukturach technicznych, pomocniczych, w wywiadzie cywilnym i wojskowym, ochronie rządu, ochronie granic, niektórych milicjantów. Co gorsza, emerytury zostaną obniżone też tym, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani po 1989 roku i służyli już w wolnej Polsce. To jest zresztą niezgodne z konstytucją, bo już w 2010 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że funkcjonariuszy, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani podpisali umowę z państwem po upadku PRL-u, nie można degradować, poniżać, spychać na margines. A ta ustawa do tego zmierza. Emerytury mogą zostać obniżone również ludziom z pięknymi życiorysami, którzy nigdy nie zwalczali żadnej opozycji.

Według mnie, twórcy tej ustawy nawet nie zdają sobie sprawy z tego, co stworzyli, np. okres  składkowy do emerytury skazanym za zabójstwo liczy się po 0.7% za każdy rok odbywania kary pozbawienia wolności, a funkcjonariuszom tzw. państwa totalitarnego po 0.0%. Przepchnięto ustawę przez parlament pomimo wielu krytycznych ocen. My, jako Stowarzyszenie Generałów Policji RP wysłaliśmy do wszystkich posłów i senatorów swoje stanowisko pokazujące absurdalność niektórych rozwiązań. No ale nie dotarło to do świadomości rządzących. Nad tą ustawą zapewne pochyli się jeszcze Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu i Państwo będzie musiało zwracać ludziom należne pieniądze.

MSWiA jako swój sukces przedstawia fakt, że w trakcie Światowych Dni Młodzieży i szczytu NATO nie doszło do zamachów. Faktycznie możemy to uznać za duże osiągnięcie?

A były jakieś plany, żeby dokonać zamachu terrorystycznego w Polsce? Bo gdyby takie były, a służbom udałoby się je udaremnić, to rzeczywiście przyznałbym, że to sukces. Oczywiście, to że tak duże imprezy odbyły się bez jakichś poważnych incydentów świadczy o tym, że nasze służby, mimo różnych zawirowań, dobrze radzą sobie z takimi wyzwaniami. Ale jeśli chodzi o naszą wiedzę wyprzedzającą na kierunkach zagrożeń terrorystycznych, to nie byłbym aż takim optymistą. Gdybyśmy zapytali ile źródeł  mamy usytuowanych w środowiskach, które mogłyby nam zagrozić, to odpowiedź wcale nie byłaby zadowalająca. Na szczęście, Polska nie jest jeszcze na celowniku skrajnych islamistów, bo nie znajduje się na pierwsze linii frontu walki z terroryzmem.

Ale uważa pan, że nie jesteśmy na to przygotowani?

Myślę, że za chwilę możemy mieć do czynienia w Polsce z terroryzmem rodzimym. Politycy, którzy zasiali tak dużo nienawiści w społeczeństwie, powinni spodziewać się tego, że w którymś momencie jacyś desperaci spróbują dokonać zamachu. Mieliśmy zresztą już w naszej historii Eligiusza Niewiadomskiego, który zastrzelił Prezydenta Gabriela Narutowicza a współcześnie zabójstwo działacza PiS  w biurze poselskim w Łodzi,  a w Krakowie Brunona K. który przygotowywał się do zamachu na parlament.

Nastroje mogą się aż tak zradykalizować?

Tak, to jest realne. Ja już od kilku lat powtarzam politykom, żeby zwracali uwagę na to co mówią i robią, bo kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Zresztą, wcześniej, czy później w Polsce dojdzie do zamachów – czy to rodzimych, czy ze strony islamskich terrorystów. Trzeba się na to przygotować i nie panikować. To jest zjawisko, które w XXI wieku występuje praktycznie wszędzie na świecie. Pytanie czy będziemy wstanie wyprzedzająco pozyskiwać informacje na ten temat i minimalizować ryzyka. Do tego potrzebni są doświadczeni funkcjonariusze, którzy potrafią infiltrować takie środowiska. Dlatego nie powinno się zwalniać ludzi, którzy mają duże doświadczenie, ale według rządzących urodzili się za wcześnie.

Pan chyba rzadko miał szczęście do polityków. Za rządów SLD „zesłano” pana jako oficera łącznikowego na Litwę, bo nie chciał pan zatuszować afery starachowickiej, a za rządów PiS zmuszono pana do rezygnacji, bo nie realizował pan zadań politycznych.

To jest ten odwieczny problem wpływu polityków na służby, nie tylko specjalne, ale też mundurowe. Zmienia się rząd i politycy chcą mieć swoich szefów służb. A to jest błędne myślenie. Bo co to znaczy swój? Że ma zamiatać sprawę pod dywan, kiedy politycy z danej opcji kradną? No nie, to musi być zawodowiec, który potrafi dać po łapach każdemu, bez względu na legitymację partyjną. Ja zawsze byłem apolityczny. Nawet jak pracowałem w milicji, to robiłem swoje i kiedy dostałem informacje, że wysoki funkcjonariusz SB bierze łapówki, to napisałem na niego stosowny raport do centrali. Później okazało się, że byłem podsłuchiwany, kontrolowany i próbowano mnie zdyskredytować. Ale było warto a ja robiłem wszystko zgodnie z własnymi przekonaniami.

A biorąc pod uwagę okres po 1989 roku – zdarzały się panu takie sytuacja, że np. zadzwonił jakiś minister i kazał kogoś podsłuchiwać?

Od 2000 do 2003 roku byłem zastępcą komendanta głównego nadzorując cały pion kryminalny i podpisywałem wszystkie podsłuchy, które realizowała policja. Mimo, że w tym okresie zmieniały się partie rządzące, to nigdy nie pojawiły się naciski, aby z powodów politycznych kogoś podsłuchiwać. Może po prostu wiedzieli, że ja nie jestem ani czerwony, ani czarny, tylko działam zgodnie z prawem i robię swoje.

Ale w sytuacjach, które wymieniłem wcześniej, doszło do politycznych nacisków.

To prawda. Jedni liczyli, że zamieciemy sprawę pod dywan, a drudzy, że wykreujemy grupę przestępczą z ludzi, którzy przestępcami nie byli. Ale w obu przypadkach powiedziałem „nie”, za co byłem odsuwany na boczny tor. Taki już mam charakter. Byłem niezależny, czasami niepokorny i tak mi zostało.

A jak pan wspomina te cztery i pół roku, kiedy piastował pan urząd wiceszefa MSW za rządów PO? Dobrze się pan czuł w roli polityka?

To było ciekawe wyzwanie, ale ja nie byłem politykiem, ani członkiem żadnej partii. Kiedy zaproponowano mi to stanowisko, to długo się zastanawiałem. Dopiero kiedy porozmawiałem z ówczesnym szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną i ustaliliśmy reguły gry, to się zgodziłem.

Jakie to były reguły?

Postawiłem warunek, że politycy nie będą się mieszali do działania służb, które mi podlegały. No i przez te cztery i pół roku nie było żadnych wpadek. Pewnie można było zrobić więcej, ale pech chciał, że trafiliśmy na zły czas, bo kryzys lat 2008-2009 ograniczył nam możliwości finansowe realizacji różnych projektów. Mimo to, w trakcie swojego urzędowania, wprowadziłem sporo nowych rozwiązań. Teraz są inni, niech pokażą co potrafią.

Zrezygnował pan dość niespodziewanie, w 2012 roku. Dlaczego?

Zmienił się minister (Jerzego Millera zastąpił Jacek Cichocki – przyp. red.), w związku z tym chciał mieć swojego człowieka. No i wziął na moje miejsce księgowego. Tak to już jest – polityka rządzi się swoimi prawami, nie zawsze najmądrzejszymi.

Kiedy w 2000 roku został pan zastępcą komendanta głównego, Polska uchodziła za jeden z najniebezpieczniejszych krajów w Europie. Jak jest dzisiaj?

Na pewno jest zdecydowanie bezpieczniej. Mamy znacznie mniejszą skalę przestępczości kryminalnej tej najbardziej dokuczliwej dla obywatela. Warto przypomnieć, że jeszcze w latach 90’ mieliśmy rocznie ponad dwieście zdarzeń z użyciem materiałów wybuchowych, gdzie wysadzano samochody, czy podkładano bomby pod lokale z których wymuszano haracze. Strach było też zostawić samochód na ulicy, bo za chwilę mogło się okazać, że ktoś nim już odjechał. No i z tą kryminalną bandytką całkiem nieźle sobie poradziliśmy, jest dużo mniej zabójstw, rozbojów, kradzieży z włamaniem, kradzieży, itp. Znacznie ograniczyliśmy działanie zorganizowanych grup przestępczych. Chociaż sporo naszych przestępców wyemigrowało za granicę i dokonuje przestępstw w innych krajach.

Czym się najczęściej trudnią?

Na przykład organizują kanały przerzutowe narkotyków, albo dokonują napadów na jubilerów. Kiedyś operowali wyłącznie w Polsce, a teraz działają bardziej w relacjach międzynarodowych.

Jak pan ocenia obecny rząd, jeśli chodzi o walkę z przestępczością zorganizowaną?

Na pewno rządzący dali narzędzia prawne do skuteczniejszego zwalczania terroryzmu i przestępstw gospodarczych, które generują bardzo duże straty dla budżetu państwa. Problem w tym, żeby organy ścigania i wymiar sprawiedliwości potrafiły odróżnić działanie w ramach ryzyka gospodarczego od działania przestępczego. Bo tutaj też bywa różnie.

Czyli dzisiaj przestępczość gospodarcza jest najczęściej na celowniku?

Tak, ale głównie ta, która godzi w skarb państwa. Natomiast w sytuacjach, gdzie poszkodowane są inne firmy, dotknięte w jakiś sposób działalnością przestępczą, to ta skuteczność jest taka sobie. Wiem to z autopsji, bo często mam klientów z różnych oszukanych firm, przygotowujemy materiały dla prokuratury i ciężko jest przekonać organy ścigania, żeby zajęły się takimi sprawami.

Nie ma już w Polsce mafii w takim klasycznym rozumieniu? Są tylko „białe kołnierzyki”?

Nie, mamy do czynienia z zorganizowanymi strukturami przestępczymi, które na dużą skalę zajmują się handlem narkotykami, albo czerpaniem pieniędzy z prostytucji, lub dokonywaniem przestępstw przy użyciu Internetu, które potrafią wyprać pieniądze, wchodzą w obrót gospodarczy. Te grupy również stosują przemoc fizyczną, szantaż, czy korumpują urzędników. Ich przestępcza działalność często przeplata się z funkcjonowaniem firm, które weszły już w obrót gospodarczy. Czyli z jednej strony dokonują przestępstw kryminalnych, a z drugiej są obudowani działalnością, która stwarza pozory legalności. Te struktury nie są już takie silne, jak w latach 90’, czy na początku dwutysięcznych, ale nawet po ostatnich realizacjach CBŚ widać, że te grupy działają i jest nad czym pracować.

źródło: onet.pl 29 stycznia 2017